Thursday, November 09, 2006

1. Wieczorne opowieści o zapachu świeżo skoszonej trawy.

A działo się to bardzo dawno temu. Gdy już skoszono trawę, na wilgotne zielone źdźbła rozścielone po całej okolicy wyszedł chłopiec. Wymknął się na palcach z domu, podążając za świeżym, arbuzowym zapachem. A zapadał już zmrok, barwiąc niebo na sinoróżowo. Zachodzącemu słońcu towarzyszyła muzyka. Zaczęła ona dochodziłć niewiadomo skąd, chyba z nieba, była bowiem esencją rytmu życia. Wschód-zachód-wschód-zachód wieczór-poranek-wieczór-poranek rozbrzmiewało po całej okolicy, a może raczej w głowie chłopca, który biegł teraz po lekkim polnym materacu. Muzyki nie byłoby bez zapachu trawy, to zapach bowiem wydawał się w tym momencie esencją życia. Dzień-noc, dzień-noc.. zabrzmiało cichutko, nakłaniając chłopca do powrotu. On nie chciał jednak wracać do pokoju, postanowił wziąć koc i zostać na ganku, obserwując wyłaniające się z mroku kudłate chmury.

0 Comments:

Post a Comment

<< Home